sobota, 25 października 2014

Rozdział 4 - "Jak zniszczyłem drużyne absolutną"

- Jak myślisz, dużo zobaczyła? - zapytała z nutką zmartwienia w głosie. Wcale się nie martwiła, bynajmniej tak sobie wmawiała. Przecież Sachi ma wszystko pod kontrolą, prawda? Zawsze ma. Ten budynek jest istną niewiadomą, na pewno spotka kogoś z drużyny i przyprowadzi. Przełknęła  głośno ślinę, wpatrując się w skoncentrowaną brązowowłosą. Drapała się nerwowo, po już zaczerwienionym policzku, jakby czekając na odpowiedź która spadnie jej z nieba.


- Nie wiem. - wyznała Sachyia. - Naprawdę nie wiem. Może spotkała Yune? Wiesz jaka ona jest... Nawet nie zauważy z kim rozmawia. -westchnęła ciężko odwracając  głowę w stronę okna. No tak w sumie racja. To by wyjaśniało czemu Yuna nie przyszła jeszcze na obrady, ale nie można być pewnym czy któraś dziewczyna z drużyny nie zatrzymała jej dłużej na treningu. W tej sytuacji Natalia chodziłaby właśnie teraz po całym budynku, prawdopodobnie przeszukując wszystkie pokoje.
- Czasami tak myślę... Że strasznie głupim pomysłem, było tworzenie tylu korytarzy i pokoi. - westchnęła głeboko, opierając się o zimną ścianę. Jej różowo-brązowa kamizelka wygięła się lekko w drugi bok, zaciskając materiał na wystającym biodrze. Ayumi zauważywszy ten szczegół przeklnęła coś pod nosem i sie upewniając się, że brązowowłosa jest nie jest skupiona, uderzyła ją prosto w brzuch. Zdezorientowana Sachyia upadła głośno na podłogę, trzymając się za obolałe miejsce. Chciała coś wyjąkać, ale granatowowłosa ją wyprzedziła.
- Daj sobie spokój, i tak bym zauważyła. - złapała ją za ramiona i podniosła do góry. - Wlurza mnie to, ze o siebie nie dbasz, wiesz? Całymi dniami siedzisz w pokoju, stresujesz się i nic nie jesz. Nie rozumiesz, że to ci szkodzi?
- Zamknij się. - odparła sucho, jednocześnie odtrącając jej rękę z ramienia. Nikt nie będzie wtrącał się w to co robi. Nawet Ayumi. - Jest dużo spraw do załatwienia, jest turniej, muszę wszystko dopilnować, w tym roku jestem sędzią. - niebieskooka przekręciła oczami. Turniej turniejem, ale jeśli nie chce skończyć w szpitalu musi trochę zmienić styl życia. Najpierw od jedzenia przynajmniej trzech posiłków dziennie, a nie połowy.
- Niezły dajesz przykład dziewczynom - uśmiechnęła się triumfalnie wiedząc, ze to na nią podziała. Miała rację, Sachyia drgnęła nerwowo i odwróciła głowę w drugą stronę. Zawsze to na nią działa.
- Mozesz juz przestać? Mamy gorsze sprawy na głowie, mała Jankowska swobodnie przechadza się po budynku, a Ty zajmujesz sie moim zdrowiem! Gorzej niż matka. - ruszyła w przeciwnym kierunku, jeszcze lekko chwiejnym krokiem. Kilka sekund po tym dogoniła ją koleżanka.
- Matki której zawsze ci brakowało? - odpowiedziała cicho dziewczyna, mając nadzieję, że Sachi jej nie usłyszy. Przypominanie jej o tym nie było dobrym pomysłem, ale Ayumi nie zdążyła ugryźć się w język. W głębi duszy Sachyia była wrażliwą osobą. Przynajmniej tak wydawało się granatowowłosej. Nigdy jednak nie dawała po sobie poznać, że coś się stało, zawsze kryła uczucia w sobie. Rzadko kiedy się uśmiechała, prawie nigdy. Mówią, że śmierć złamie każdego człowieka, ale czy na pewno?
Jeszcze pare lat temu, na Turnieju królowała jedna drużyna. Złożona była z trzydziestu trzech osób wliczając trenerów. Spośród ludzi należących do "głównego składu" znajdowały się m.in. Sachyia, Ayumi i Yuna. Miały po trzynaście lat, gdy po raz pierwszy zawalczyły na Turnieju. Po zaskakującym wyniku początkującego meczu, razem z całym głównym składem zostali nazwani "drużyną absolutną". Sześć dziewcząt i sześciu chłopców zyskało sławę po ich indywidualnych walkach, które cechowały się doskonalą precyzją, szybkością, znakomitą umiejętnością posługiwania się bronią oraz planem ataku. Razem byli niezwyciężeni. Po raz pierwszy początkująca drużyna wygrała zawody i została nazwana "Gwiazdą Turnieju" na przełomie kilku lat. Ich współpraca była na świetnym poziomie, rozumieli się bez słów, a po meczach ciężko trenowali. Mimo tego, nie przyjęli łatki "Legendarnego". 
Tak cechowała się pierwsza i ostatnia generacja drużyny Absolute.
Nie można było powiedzieć, ze Absolute miało samych przyjaciół. Zawsze jest tak, że gdy jesteś w czymś lepszy inni ci zazdroszczą. Tak samo było tutaj. Mieli wiele wrogów, mało sprzymierzeńców i praktycznie zero jakichkolwiek przyjaciół. Normalną rzeczą był fakt, że gdy w grze stawką jest życie, każdy działa na własną rękę i korzyść. Ale Absolute było wyłączone ze społeczeństwa. Nie rozmawiali z nikim, ze sobą ograniczali się jedynie do rozkazów. Nie łączyła ich żadna przyjaźń, tylko relacje czysto zawodowe. Każdy z jakiegoś powodu chciał wygrać, nie zważając na kolegów z drużyny. Przez to nie stali się Legendarnymi. Przez to, że o siebie wzajemnie nie dbali. Bo traktowali się, jak powietrze. Zostawiali rannych na polu walki, sprawiając, że ich śmierć była długa, bolesna i męcząca. Liczyła się tylko wygrana za wszelką cenę. To własnie była prawdziwa strona druzyny. Bezduszna i krwawa. Zimna i bezlitosna. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że stawiają sobie tylko coraz to trudniejsze grzechy do odpokutowania.
Gdy dziewczyny miały piętnaście lat, w regulaminie Turnieju zmieniły się kilka przepisów. Zmiany które zostały wprowadzone, doszczętnie zmieniły idee Turnieju. Zawodnicy zaczęli sami knuć za plecami drużyny. Wciągnięte zostało wojsko, czym zainteresowała się Żandarmeria. Na światło dzienne wyszły sprawy dopingu wśród zawodników, przekupstwa w gronie sędziów, a także nielegalne kupowanie broni. Aż pewnego dnia...
  Dla drużyny Absolute przyszedł czas odkupienia wszystkich swoich win.
Dzień zaczął się praktycznie tak samo. O siódmej pobudka, śniadanie i na lekcje. Po zajęciach wracali na trening. Trzy godziny ćwiczeń i czas wolny, który spędzali w swoich pokojach. Kolejny, zwykły dzień, lub nie. Od południa można było wyczuć napiętą atmosferę wśród trenerów. Chodzili podminowani, wyżywali się na słabszych składach albo przeklinali pod nosem. Nie był tematem tabu fakt, że w drużynie ostatnio się nie układało. Brakowało pieniędzy na nowy sprzęt, a oni sami potrzebowali przecież jedzenia i czystych ubrań. Między radą a dowódcą toczyły się spory o dalsze uczestnictwo w Turnieju. Pewnego dnia dostali tajemniczy telefon. Nieznajomy przedstawił interesującą ofertę. Zaproponował dużą sumę pieniędzy, w zamian za pokaz umiejętności na jego firmowych imprezach. Gotówki wciąż brakowało, zaprzestano treningów i zaczęło robić się nieciekawie. Więc dowódca, niechętnie ale się zgodził. Gdy na następny dzień na biurku trenera zawitała pokaźny plik banknotów, bez zbędnych pytań trener wysłał pierwszych lepszych zawodników na pokaz. Nie miało to być coś poważnego; kilka nic nie znaczących pojedynków, jakieś sztuczki i lekkie "postraszenie" widzów, by pokazać jacy to oni są groźni. Pierwsze spotkanie przebiegło bez zbędnych problemów, tak jak wszystkie inne. Przy ostatnim było trochę zamieszania  - jeden z pijanych uczestników zadrwił i zaatakował członka druzyny,a inny zaczął dobierać się do jeden z dziewczyn. Nie obyło się bez bójki, którą bezprecedensowo wygrał chłopak. Niestety po tym incydencie pracodawca, zawiesił umowę mówiąc, żeby sobie odpoczęli i przygotowali coś nowszego i bardziej zaskakującego. Wiadome było, że już nigdy więcej się nie odezwał.Wtedy Absolute straciło jedyne źródło dochodu. Własnie dlatego trenerzy byli podminowani. Wyraźnie byli czymś zestresowani, jakby coś ukrywali. Tamtego wieczoru zwołali natychmiastową naradę, zbierając całą drużynę do jednego pomieszczenia. Na kilometr można było wyczuć napiętą atmosfere pośród trzydziestu trzech osób.
  Ayumi złapała się lekko za głowę, przypominając sobie znowu tamten dzień.
Granatowowłosa usiadła razem z dziewczynami na kanapie przy oknie, wpatrując się w nie zaciekawionym spojrzeniem. Deszcz padał cały dzień i dopiero po szesnastej wyszło słońce, co dało efekt pomarańczowego nieba. Jesień szła wielkimi krokami, a właśnie duża grupa ptaków wzleciała w górę, prawdopodobnie wyruszając w podróż do ciepłych krajów. Wyglądało to niesamowicie.
 Pamiętała to jakby to było wczoraj.
Głośny wybuch na dworzu sprawił, że przeźroczyste okna rozbiły się na milion kawałków. Pare odłamków szkła pokaleczyły blade dłonie Ayumi, zanim zrozumiała co się właściwie dzieje. Ktoś wyważył drzwi i parę dość wysokich mężczyzn dostało się do pokoju. W dłoniach trzymali noże i inne ostre przedmioty. Złapali trenerów i bez skrupułów poderżnęli im gardła. Rozpętał się istny chaos. Przez rozbite okna dostali się kolejni zamachowcy w kominiarkach. Drużyna próbowała jakoś walczyć, ale oni mieli broń palną. Absolute było bez szans. W akcie paniki, niektórzy zaczęli uciekać, zwiększając tym pole do popisu dla tamtych ludzi. Ayumi siedziała skulona za kanapą, patrząc jak mężczyźni mordują jej kolegów. Nie mogła się ruszyć, zaczęłą trząść się ze strachu. Ze łzami w oczach patrzyła jak Sachyia z Yuną próbowały bezskutecznie odciągać i walczyć z bandytami. Ale Ci wściekli się jeszcze bardziej odtrącając je i szarżując nożem wokół grupki zgromadzonej przy drzwiach. Zamknęła oczy, nie chcąc na to patrzeć. Zachowywała się jak tchórz. Nie pomaga. Powinna za nich umrzeć. Zacisnęła mocno pięści na oparciu kanapy czekając aż ktoś ją znajdzie.
- Ayumi... Ayumi! Ayu, wstawaj uciekaj! - usłyszała gdzieś brązowowłosą, ale nie mogła jej zlokalizować, gdyż przed nią stał jeden z zamachowców, trzymając nóż w dłoni celując prosto w nią. Już zamkneła powieki, szykując się na cios, gdy nic nie poczuła. Tylko jakaś ciepła ciecz ubrudziła jej policzek. To była krew. Ale nie jej. Zamarła, gdy zobaczyła stojącą przed nią Sachyie a w jej ramieniu utkwił nóż. To ona zablokowała atak? Poświęciła się... dla niej?
 - Mówiłam Ci idiotko... - wycharczała mocno wyjmując narzędzie z ciała i wbijając w brzuch zszokowanego mężczyzny. - żebyś uciekała... Ale ty nie posłuchałas. Jak zwykle z resztą.
 - Sachi ja... - wychrypiała wciąż nie rozumiejąc obecnej sytuacji.
 - Nie mamy na to teraz czasu. - złapała ją za dłoń i podniosła do góry. - Musisz uciekać, my sobie poradzimy. - zaczęła biec z nią w stronę rozbitego okna. 
 - Powinnam zatamować krwawienie w twoim ramieniu.
 - Idź już. - popchnęła ją i machnęła pośpieszająco ręką. Ostatnie co wdziała i pamiętała z wydarzeń w siedzibie, to obraz rannej brązowowłosej, i wciąż nie poddających się paru członków drużyny.
  Do dziś nie wiadomo jak dokładnie to się skończyło.
  O Absolute krązą legendy.
Jedna z nich jest taka, że ponoć oprócz Yuny i Sachyi odratowały sie jeszcze sześć innych osób. Niestety, wszystkie się ukrywają i nikt nie jest w stanie ustalić prawdziwego zakończenia zamachu na drużynę Absolutną.
              A może era absolutnych wciąż trwa?
                 Może oni wciąż są wśród nas?
                 Dlaczego tylko oni przetrwali?
Po tamtym wydarzeniu, drogi dzisiejszych trenerek rozeszły się na parę dobrych lat.
Sachyia jako główny dowódca, przeszła trzyletnie szkolenie i mogła przejąć określenie prawdziwej "Warfare".



Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony