" ... - Tato! To boli! Aj, proszę...!
- Zrozum to dla twojego dobra!
- Tato, przestań! Od śmierci mamy... dziwnie się zachowujesz! Boli...
- Cokolwiek się stanie, znajdź te kobiety!
- Tato!... "
Obudziła się zlana potem. Ciężko oddychała, wręcz dyszała. Nerwowo poruszała oczami błądząc po pokoju.
- Ten sen.. Był taki realistyczny - wydukała wstając z łóżka. Założyła niezdarnie kapcie i poszła do łazienki. Odkręciła zimną wodę i przetarła nią oczy. Czuła się źle. Nic nie pamiętała z wczoraj. Jeszcze ten sen. Dziwna sprawa.
- Tato? - Tato! - wołała. Nikt jednak nie odpowiadał. Przeszła kawałek i zauważyła karteczkę z jej imieniem.
-"Nie będzie mnie. Po szkole, prosto do domu" - fuknęła ze złości. Ojciec nigdy nie interesował się nią i jej sprawami. Dlaczego właśnie teraz został opiekuńczym tatusiem? Mamy też nie ma. Coraz bardziej ją niepokoiło. Coś się dzieje. Przeczuwa to.
Drugą godzinę nieudolnie próbowała zakrywać łamiący się głos i przekrwione oczy. I znowu rozbrzmiał głośny dźwięk szkolnego dzwonka. Tłumy gimnazjalistów rzuciły się na ławki i biedną panią w sklepiku. Tylko ona, skulona pod salą siedziała i łkała. Była płaczką, to prawda. Ale to już drugi dzień. Czarne, długie pasma jej włosów zakrywały jej ramiona.
- Nasza koleżanka znowu płacze? Oj jak mi przykro. - popchnęła drobną dziewczynę a ta upadła na podłogę, ukazując zapłakaną twarz. Nie miała litości. Z całej siły kopała ją w brzuch, przyprawiając dziewczynę o odruchy wymiotne. Nie wytrzymała. Wypluła zduszone w ustach stróżki krwi. Wtedy ją zostawiła. Zapłakana, pobita wróciła mężnie na kolejne lekcje, modląc się w duchu, aby nikt nic nie zauważył.
W domu było pusto i cicho jak przed jej wyjściem. Wolno przechodziła po korytarzu jakby czegoś szukając. Torba spadła z jej ramienia ukazując poobijaną szyje i obojczyk. Na kołnierzyku jej koszuli widoczne były plamy zaschniętej krwi. Na stole nie leżała już karteczka od ojca, lecz list w śnieżnobiałej kopercie. Nie zdejmując z siebie kurtki i butów złapała list w ręce. Na pierwszej części koperty widniało jej imie i nazwisko, nie znajdował się jednak znaczek. Gdy chciała go otworzyć, jej oczom ukazało się zdanie, napisane czarnym piórem. " Otwórz, gdy przyjdzie na to właściwy czas." Nastolatka nie była zdziwiona, ani zaszokowana. Jej twarz wyrażała pustkę. Oczy, nie były przepełnione strachem lub smutkiem. Wyrażały nicość. Do jej domu zadzwonił telefon. Wzdrygnęła się lekko, jakby obudzona z jakiegoś transu. Odebrała telefon, a w słuchawce usłyszała załamany głos ojca.
- Przyjeżdżaj do szpitala, szybko! Mama ma nawrót choroby! - nawrót choroby? Jakiej choroby? Nic nie rozumiała.
- Halo słyszysz mnie?! Przyjeżdżaj natychmiast! - nic więcej nie trzeba było jej mówić. Szybkim ruchem odłożyła słuchawkę i wyszła z domu, zabierając wcześniej list do kieszeni. Biegła na autobus, by jak najszybciej pojawić się przy matce. Jednego tylko nie mogła pojąć. Jakiej choroby? I dlaczego ojciec wcześniej nie powiedział jej, że mama jest w szpitalu? W samochodzie nie mogła zebrać swoich myśli. W jej głowie nasuwały się przerażające biegi wydarzeń. W każdej chwili, może zadzwonić ojciec z informacją, że nie musi już przyjeżdżać, bo kobieta nie żyje. Od tego wszystkiego zachciało jej się płakać. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby straciła jedyną kobietę w której miała oparcie. W oknie autobusu, dostrzegła już pierwszy budynek szpitala. Zerwała się z miejsca jak oparzona, nerwowo wciskając przycisk "Stop". Gdy autobus zatrzymał się, a kierowca otworzył drzwi, dziewczyna wybiegła najszybciej jak sie da. Nie słyszała szeptów ludzi w autobusie, którzy krytykowali jej zachowanie. Dla niej liczyła się teraz tylko jej matka, i jej stan. Na jej głowę spadła kropelka wody. Zignorowała to i szybkim ruchem otworzyła drzwi do szpitala, trącając przy tym panią z wózkiem. Nie czekając na windę, szybko skierowała się na trzecie piętro, na oddział Kardiochirurgi. To tam - po otrzymaniu wiadomości od ojca, leżała jej chora mama. Na jednym z krzeseł siedział już jej ojciec. Trzymając się za głowę, patrzył jak na OIOM'IE (oddział intensywnej opieki medycznej, gdyby ktoś nie wiedział xD) leżała jego żona. Podpięta pod kilkanaście kabelków. Monitor ukazujący pracę serca, nie pokazywał zbyt pozytywnej diagnozy. Gdy Natalia podbiegła do swojego ojca, zauważyła jego podpuchnięte i przekrwione oczy.
- Tato co się dzieje?! Jaki nawrót choroby? Co z mamą? O co w tym... - nie mogła dokończyć swojego monologu, gdyż ojciec przerwał jej gadanine siarczystym ciosem w policzek. Oszołomiona dziewczyna upadła na ziemię, trzymając się za piekące miejsce. Mężczyzna spuścił głowę i cicho się zaśmiał. Spojrzał się na okno w pokoju kobiety i westchnął.
- Znowu pada - jakby zignorował rzecz którą przed chwilą zrobił i rozsiadł się wygodnie na szpitalnym krześle. W dziewczynie kłębiły się różne uczucia. Strach, obrzydzenie,złość i smutek. Właśnie teraz najchętniej złapałaby swojego tatę za kołnierz i uderzyła go najmocniej jak potrafi. Ale nadal jest ojcem. Nie odważy się podnieść na niego ręki. Kto wie, czy skończyłoby się ''niewinnym" ciosem w policzek. Wstała z ziemi, i hamując obrzydzenie jakie w niej narastało, położyła swoje drobne dłonie na szybie sali swojej mamy. Nagle monitor ukazujący pracę serca kobiety wskazywał coraz mniejsze liczby, w salce słychać było niebezpieczne pikanie urządzenia. Pielęgniarki i lekarz wyskoczyli z pokoju i zaczęli reanimować umierającą kobietę.
- C-co się dzieje? - spytała jakby sama siebie. W sali słychać było głośne okrzyki lekarzy i pielęgniarek.
- Saturacja spada!
- Tętno i ciśnienie coraz niższe!
- Zacząć reanimację, tracimy ją! - do jej oczu napływały słone łzy. Jej mama właśnie umiera. Nie kontrolowała płaczu. Łzy samotnie spływały na jej policzku, jeden za drugim dopasowując się do rytmu spadającego deszczu. Monitor, który jeszcze przed chwilą ukazywał nierówne jak góry kreski, stoi teraz jako jedna prosta linia. Ukazując zero. Lekarz przestał cokolwiek robić. Pielęgniarki odeszły od jej mamy. Mężczyzna który, przed chwilą próbował uratować życie jej mamy, patrzy na nią z wypisanym smutkiem na oczach.
Zapadł wyrok. Przyszedł ten moment, którego tak się bała. Przy łóżka czeka śmierć ona pod białym prześcieradłem.
- Pewnego dnia, córcia do ciebie powróci. Przysięgam daje słowo, amen. - tylko tyle była wstanie powiedzieć, zanim całkowicie wybiegła ze szpitala. Biegła w nieznajomą jej stronę, przed siebie. Deszcz lał się strumieniami, a pęd powietrza suszył łzy napływające z jej źrenic. Zdawała sobie sprawę z tego, że za nią biegnie zmartwiony ojciec. Nie chciała żyć. Upadła na środek drogi, twarzą do asfaltu. Po sekundach dobiegł też i jej ojciec.
- Nienawidzę siebie za te wszystkie przykre chwilę, za te wszystkie przykre słowa, za to że nie doceniłam - łkała mówiąc do swojego ojca.
- Natalka, nie mamy czasu. Muszę wyjaśnić ci parę spraw. Prawdopodobnie to jest nasze ostatnie spotkanie, rozumiesz? - jego głos zaczął się załamywać, a w oczach dostrzec można było łzy. - Pamiętaj o liście. Teraz jeszcze tego nie pojmiesz wiem to. Nienawidź nas. Przeklinaj w duchu. Ale nigdy o nas nie zapominaj. Kochamy Cię, zawsze i wszędzie. Niezależnie jak postąpisz, zawsze będę po twojej stronie, córeczko. Jeśli cały świat będzie nas nienawidził, nienawidź z nimi. Kocham cię. - ojciec rozpłakał się na dobre, chowając twarz w dłonie. Dziewczyna było oszołomiona bardziej niż zwykle. Trudniej było zrozumieć słowa swojego ojca. Nic nie rozumiała. Chciało jej się wyć, krzyczeć. Ale nie miała sił. Czemu? Dlaczego, akurat ją to spotkało?
- Uciekaj rozumiesz! Musisz przeżyć! - wykrzyknął i zaczął uciekąć w przeciwną stronę. Deszcz padał coraz bardziej, a ona stała na środku drogi oszołomiona.
-Ale tato...Tato!
- Nie gadaj tylko uciekaj! - usłyszała ostatni raz. Przed jej ojcem wyjechała czarna furgonetka a z niej wyskoczył facet. Tata dalej biegł. A mężczyzna wyciągnął czarną broń i wystrzelił. Trzy strzały w klatkę piersiową. Upadł na ziemię, a na jego twarzy widniał uśmiech. Ostatni uśmiech... Ten widok był nie do zniesienia. Natalia zaczęła uciekać. Najszybciej jak sie da. Byle zdala od tego miejsca, od tych zdarzeń. Nie wie ile czasu minęło odkąd zaczęła biec. Nie wiedziała gdzie jest. Upadła bezsilna pod jednym z drzew, i zasnęła.
Deszcz przestał padać.
Następnego dnia odnaleziono dziewczynę zmarzniętą i nieprzytomną. Po wstępnych badaniach, okazało się, że nastolatce nic strasznego się nie stało. Mogła wracać do domu. Problem był jednak taki. Ona nie miała dokąd wracać. Nazajutrz w telewizji było bardzo głośno na temat dziwnego morderstwa ojca Natalii. A ona sama, została przekazana kapitanowi oddziału do zadań specjalnych.
~~~~~~
Ojej ;__;
To było najtrudniejsze co w życiu napisałam ;-;
Mam nadzieje, że się spodoba :3
Podobało się?
Skomentuj~!